piątek, 20 sierpnia 2010

16.08.2010 (poniedziałek) Przygotowania do przedstawień

Po ostatniej lekcji chińskiego – podzielili nas na grupy – w każdej grupie były osoby z tego samego państwa – więc moja grupa była jednoosobowa. Zadaniem naszym było przygotować coś na jutrzejszą ceremonie zakończenia programu. To „coś” miało przedstawić kulturę naszego kraju.


Nauczona doświadczeniem zeszłorocznym, wiedziałam, że ludzie są kreatywni i wiedziałam, że nie mogę tego zrobić na „odwal się”. Jako ze nie miałam innego pomysłu – postanowiłam zrobic filmik złożony ze zdjęc i informacji o Polsce.

Powiedziałam że chcę przedstawiać go jako pierwsza, gdyż obawiałam się, że jak będę ostatnia to najsłabiej wypadnę.

Jako że miałam tylko 5 godz - zrobiłam coś z czego nie do końca byłam zadowolona, ale koniec końców okazało się że moja prezentacja i tajlandzkie przestawienie ( w strojach tajlandzkich (tajskich?)!) były najlepsze. Reszty nie będę komentować – beznadzieja.
Po całej ceremonii i serii wspólnych zdjęć i daniu prezentów Cathy i Josephowi – poszliśmy na lunch – szwedzki stów z mnóstwem przysmaków – głównie owoce morza. Wiec się nieźle objadłam.
Potem – jako że oczywiście najbliższe świątynie (sztuk 2) zostawiłam do zwiedzenia na koniec – bo zawsze mi się wydawało że tam to kiedykolwiek podszkocze i zobaczę – musiłam je zaliczyć w ostatni dzień. Udało mi się tylko jedną odwiedzić i to w strugach deszczu, bo lunęło a ja nie miałam parasola. Zawsze jak go miałam to nie padało, więc tym razem go zostawiłam i prawo Murphiego zadziałało – padało. Czym prędziej zwinęłam manatki i udałam się do domu w celu zaczerpnięcia godzinki snu :)
Wieczorem mieliśmy całą iść na jakąś pożegnalną kolację cała naszą piątką, ale że padało to kupiliśmy pelerynki – dla mnie i dla Mio i pojechaliśmy do japońskiej restauracji na skuterach. Nie było to zbyt miłe doświadczenie, gdyż po zdjęciu pelerynki i kasku moje włosy wyglądały niewyjściowo a do tego miałam całe spodnie mokre. Ale kolacja była przepyszna – Mio jako znawczyni poleciła mi jakąś wołowinę w przepysznym sosie, więc byłam zadowolona z dobrego wyboru.

Mio i ja dostałyśmy od naszych opiekunów ręcznie robiony pamiętnik z kupą zdjęc i z opisem naszych wszystkich wspólnych wypadów. Super :) Byłam zaskoczona że aż tak się postarali!!!
Wieczorem musiałam się spakować, bo o 6 planowałam wstać, żeby pojechać jak najwcześniej do Taipei.

Pożegnałam się z dziewczynami i aż mi się serce krajało jak Mio płakała przytulona do mnie - że to już koniec…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz