No cóż – trudno. Nieba nie zmienię.
Byłam zaskoczona, gdyż jak na miejsce typowo turystyczne – miejsca przylegające do jeziora nie były ani ładne ani nie miały wysokich cen – ceny były wręcz porównywalne z tymi jakie są tu na nocnych marketach. Nie mniej jednak niewiele można było kupić – prócz pysznego wina ryżowego domowej (chyba) roboty, które miałam okazję spróbować i ryzowych ciasteczek które robi się z tego:
U nas w Polsce byłoby nie do pomyślenia żeby w takim na Zakopanym, czy Międzyzdrojach było tylko kilka straganów/sklepików z pamiątkami, a tu – 10 sklepików na krzyż i to jeszcze stosunkowo tanich.
Nad jezioro zawiozła nas gondola.
Potem stopniowo schodząc w dół w kierunku autobusu zaliczaliśmy kolejne punkty turystyczne.
Na samym dole było coś a’la wesołe miasteczko. 3 krauzele – 2 rollercoastery i UFO – normalnie mnie zmiażdżyły. Nie pamiętam żebym miała okazję jechać na tak odlotowej „karuzeli”. Nie mam zdjęć, ale może coś znajdę w necie to zamieszcze.
No dobra – nie znalazłam, więc zdjęc nie będzie. Zamieszcze jedno z UFO – siedziało się w karuzeli z nogami spuszczonymi w dół – UFO wjeżdżało na samą górę a potem z całym impetem spadało w dół. Rewelacja! Byłam nieco ;) zestresowana :D
W drodze powrotnej myjaliśmy pola ryżowe (zdjecia z autobusu) i słupy wysokiego napięcia na fajnych podporach :)
Po powrocie poszłam z Mio na obiad – ona z Japońcami wyczaiła jakiś bar z dobrym żarciem, więc nie powiem – ma plusa, bo ryż z krewetkami był bardzo dobry :)
Link do zdjęć: Sun Moon Lake
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz